W klasie miałam "dzień zdrowego odżywiania". Niby ok, tylko jak się okazało, o wiele więcej tam było słodyczy niż warzyw i owoców, bo się okazało, że moja klasa nie lubi jeść zdrowych rzeczy. Porażka. Wszyscy jedli sobie ślicznie szarlotkę i pierniczki. A ja? Możecie sobie wyobrazić jak się czułam, wszyscy jedzą ciastka a ja siedzę sobie w kącie i patrze na nich. W sumie chyba byli zadowoleni, że z nimi nie jadłam, bo zostało więcej dla nich. Ciekawa jestem czy wychowawczyni coś zauważyła, bo jak do tej pory potrafiła "zaobserwować" że jestem zamknięta w sobie, za poważna jak na swój wiek i że przyjaźnie się z "nie odpowiednim" towarzystwem, więc znając życie pewnie nic. I dobrze. Nie potrzebna mi nauczycielka, która latałaby za mną i sprawdzała czy jem grzecznie śniadanko.
Tak, na w-f niestety ćwiczę. Nie mam załatwionego zwolnienia. Najgorsze jest przebieranie się na niego. Wkurwia mnie jak się we mnie wpatrują. Nie chcę mi się jakoś wierzyć żeby porównywały moje ciało ze swoimi.
Przydałoby mi się zważyć i poznać swoje dokładne wymiary, ale nie, jeszcze nie teraz. Boję się.
Tak, na w-f niestety ćwiczę. Nie mam załatwionego zwolnienia. Najgorsze jest przebieranie się na niego. Wkurwia mnie jak się we mnie wpatrują. Nie chcę mi się jakoś wierzyć żeby porównywały moje ciało ze swoimi.
Przydałoby mi się zważyć i poznać swoje dokładne wymiary, ale nie, jeszcze nie teraz. Boję się.