Początek lipca. Początek wakacji. Początek koszmaru.
Zaczęło się niewinnie.
Postanowiłam schudnąć. Ważyłam 57 kg.
Chciałam schudnąć zaledwie 3 kg.
Przeszłam na zdrowe odżywianie.
5 posiłków dziennie , nie jedzenie po 18 itd.
No i zaczęło się.
Pierwszy dzień. Zleciało 300 g.
Szok , zaskoczenie jakie to proste.
Ok , schudłam te 3 kg co chciałam.
Więc teoretycznie mogłabym przestać.
Dlaczego do cholery nie przestałam wtedy ?
Nie wiem czemu ale poczułam się taka silna.
Mogłam wszystko. Więc dlaczego by nie schudnąć do 50 kg ?
Coraz więcej ćwiczeń. Coraz mniej jedzenia.
Jeździłam na rowerze po 4 , 5 godzin codziennie.
Nie ważne czy padał deszcz czy było tak upalnie , że oddychać się nie dało. Ja musiałam spalać kalorie. Potem przychodziłam i jeszcze serie ćwiczeń robiłam. Skąd ja brałam na to wszystko sił ?
Jedzenie zawładnęło moim życiem.
Nie było sekundy kiedy bym nie myślała co zjem , co zjadłam , co ugotuję , co robić aby mama nie domyśliła się moich czynów ?
Chodziłam po sklepach spożywczych i oglądałam jedzenie. Rozmawiałam o jedzeniu.
Było to już częścią mnie.
Gdy zjadłam cokolwiek czułam , że tyję.
Wypadały mi włosy. Mdlałam. Moja skóra stała się sucha i pozbawiona koloru. Miałam zapadniętą twarz. Wszystkie kości , mięśnie bolały mnie.
44.4 kg. Zemdlałam przy mamie. Dopiero wtedy zobaczyła , że coś jest nie tak.
Dbałam wtedy o każdy szczegół aby się nie dowiedziała. Wiedziałam , że wtedy będzie kazała mi jeść tak jak dawniej. Przerażało mnie to.
Nie wiedziałam jak mogłam kiedyś jeść te 2000 kcal ? Opychać się tym wszystkim. Czułam obrzydzenie do siebie. Byłam w takim stanie , że 300 kcal to już było dla mnie bardzo dużo.
Świat widziałam przez pryzmat kalorii.
Ważyłam się kilkanaście razy dziennie.
Co wtedy przeżywałam nie da się opisać.
Matka wzięła sprawy w swoje ręce. Pełna kontrola.
Siedziała i patrzyła jak jem. Pilnowała mnie.
Pewnego dnia zobaczyła mnie w bieliźnie.
Wystraszyła się. Zaczęła płakać. Zadawała pytanie : Jak mogła do tego dopuścić ?
Dwa dni później załatwiła mi psychologa.
Rozmawiał ze mną o zaburzeniach odżywiania.
Do czego prowadzi głodzenie się , itd.
Ale przecież mnie to nie dotyczyło !?
Byłam normalna.
Potem chodziłam i do psychiatrów i do psychologów.
Chcieli zamknąć mnie w szpitalu.
Ale ja nie mogłam na to pozwolić !
Przez kontrolę mamy , lekarzy - tyłam.
Stało się to czego obawiałam się najbardziej.
Miałam ultimatum : albo przytyje do 50 kg albo zamkną mnie w szpitalu .
Tuczyli mnie Nutridrinkami i innymi badziewiami.
Pilnowali bardzo dokładnie.
Robili wszystko abym była otyła.
Jeszcze w październiku było strasznie w szkole.
Koleżanki chodzili do wychowawczyni mówiąc , że nic nie jem. Słyszałam komentarze : wyglądasz jak śmierć , patyk i takie tam. Kupowali mi bułki i kazały jeść. Cała szkoła i nauczyciele mówili , że się głodzę. Przez co jeszcze większa miałam kontrole.
Pamiętam jak pani od polskiego powiedziała na lekcji coś takiego : To teraz do tablicy nasz niejadek przyjdzie. Albo opowiadała mi po lekcji coś takiego : "Chcesz wyglądać jak ja ? 20 kg nadwagi ? A wiesz przez co tak wyglądam ? Głodziłam się. I teraz mam problemy z wątrobą , nerkami." Pan od Religii powiedział , że jak nie zjem teraz tej kanapki co mi dał to wyrzuci mnie z wolontariatu. I opowiadał : Była tu już taka jedna. Wylądowała w szpitalu ... psychiatrycznym.
Wszyscy na mnie strasznie się uwzięli. Napisałam tą historię w skrócie.
Potem był grudzień. Nie dawałam rady już z tym wszystkim. Chciałam zniknąć. Umrzeć. Zresztą o tym już pisałam.
Następne miesiące to objadanie się , przeczyszczanie , robienie głodówek.
Zaczęło się niewinnie.
Postanowiłam schudnąć. Ważyłam 57 kg.
Chciałam schudnąć zaledwie 3 kg.
Przeszłam na zdrowe odżywianie.
5 posiłków dziennie , nie jedzenie po 18 itd.
No i zaczęło się.
Pierwszy dzień. Zleciało 300 g.
Szok , zaskoczenie jakie to proste.
Ok , schudłam te 3 kg co chciałam.
Więc teoretycznie mogłabym przestać.
Dlaczego do cholery nie przestałam wtedy ?
Nie wiem czemu ale poczułam się taka silna.
Mogłam wszystko. Więc dlaczego by nie schudnąć do 50 kg ?
Coraz więcej ćwiczeń. Coraz mniej jedzenia.
Jeździłam na rowerze po 4 , 5 godzin codziennie.
Nie ważne czy padał deszcz czy było tak upalnie , że oddychać się nie dało. Ja musiałam spalać kalorie. Potem przychodziłam i jeszcze serie ćwiczeń robiłam. Skąd ja brałam na to wszystko sił ?
Jedzenie zawładnęło moim życiem.
Nie było sekundy kiedy bym nie myślała co zjem , co zjadłam , co ugotuję , co robić aby mama nie domyśliła się moich czynów ?
Chodziłam po sklepach spożywczych i oglądałam jedzenie. Rozmawiałam o jedzeniu.
Było to już częścią mnie.
Gdy zjadłam cokolwiek czułam , że tyję.
Wypadały mi włosy. Mdlałam. Moja skóra stała się sucha i pozbawiona koloru. Miałam zapadniętą twarz. Wszystkie kości , mięśnie bolały mnie.
44.4 kg. Zemdlałam przy mamie. Dopiero wtedy zobaczyła , że coś jest nie tak.
Dbałam wtedy o każdy szczegół aby się nie dowiedziała. Wiedziałam , że wtedy będzie kazała mi jeść tak jak dawniej. Przerażało mnie to.
Nie wiedziałam jak mogłam kiedyś jeść te 2000 kcal ? Opychać się tym wszystkim. Czułam obrzydzenie do siebie. Byłam w takim stanie , że 300 kcal to już było dla mnie bardzo dużo.
Świat widziałam przez pryzmat kalorii.
Ważyłam się kilkanaście razy dziennie.
Co wtedy przeżywałam nie da się opisać.
Matka wzięła sprawy w swoje ręce. Pełna kontrola.
Siedziała i patrzyła jak jem. Pilnowała mnie.
Pewnego dnia zobaczyła mnie w bieliźnie.
Wystraszyła się. Zaczęła płakać. Zadawała pytanie : Jak mogła do tego dopuścić ?
Dwa dni później załatwiła mi psychologa.
Rozmawiał ze mną o zaburzeniach odżywiania.
Do czego prowadzi głodzenie się , itd.
Ale przecież mnie to nie dotyczyło !?
Byłam normalna.
Potem chodziłam i do psychiatrów i do psychologów.
Chcieli zamknąć mnie w szpitalu.
Ale ja nie mogłam na to pozwolić !
Przez kontrolę mamy , lekarzy - tyłam.
Stało się to czego obawiałam się najbardziej.
Miałam ultimatum : albo przytyje do 50 kg albo zamkną mnie w szpitalu .
Tuczyli mnie Nutridrinkami i innymi badziewiami.
Pilnowali bardzo dokładnie.
Robili wszystko abym była otyła.
Jeszcze w październiku było strasznie w szkole.
Koleżanki chodzili do wychowawczyni mówiąc , że nic nie jem. Słyszałam komentarze : wyglądasz jak śmierć , patyk i takie tam. Kupowali mi bułki i kazały jeść. Cała szkoła i nauczyciele mówili , że się głodzę. Przez co jeszcze większa miałam kontrole.
Pamiętam jak pani od polskiego powiedziała na lekcji coś takiego : To teraz do tablicy nasz niejadek przyjdzie. Albo opowiadała mi po lekcji coś takiego : "Chcesz wyglądać jak ja ? 20 kg nadwagi ? A wiesz przez co tak wyglądam ? Głodziłam się. I teraz mam problemy z wątrobą , nerkami." Pan od Religii powiedział , że jak nie zjem teraz tej kanapki co mi dał to wyrzuci mnie z wolontariatu. I opowiadał : Była tu już taka jedna. Wylądowała w szpitalu ... psychiatrycznym.
Wszyscy na mnie strasznie się uwzięli. Napisałam tą historię w skrócie.
Potem był grudzień. Nie dawałam rady już z tym wszystkim. Chciałam zniknąć. Umrzeć. Zresztą o tym już pisałam.
Następne miesiące to objadanie się , przeczyszczanie , robienie głodówek.