Cześć dziewczyny!
Odpowiadam na pytanie @sevensperfection do mojej poprzedniej notki. Nie uniknę teraz treści #pro-mia, więc kto nie powinien, niech nie czyta.
Pytania jakie padły to: *Jak w to weszłam? Co mnie do tego zmusiło? Skąd takie moje nastawienie do bulimii?*
Tak jak Wy chciałam schudnąć i pierwsze próby skierowałam w stronę diety. I tak jak wielu z Was, szło mi przeciętnie, parę dni się udawało, potem coś nie wychodziło. O bulimii już wiedziałam, poczytałam więcej w necie, poeksperymentowałam z wywoływaniem wymiotów po jedzeniu, patrzyłam jak to działa na moją wagę (chudłam) i stwierdziłam, że w takim razie wybieram tę drogę, bo chciałam być chuda a jednocześnie nie umiałam lub nie chciało mi się dietować - przyznaję się bez bicia.
Więcej jest do wyjaśnienia co do mojego nastawienia. Czytałam dużo blogów i stwierdziłam, że większość wygląda podobnie:
1. Idę na dietę, chcę być śliczną chudzinką, uda mi się!
))
2. Jest super, dzisiaj 300 kcal, jutro głodówka! <3 }|{
3. Jestem beznadziejna, zawaliłam, potnę się, dobijcie mnie![:( :(]()
4. Zaczynam od nowa, od jutra [tu nazwa diety], tym razem się uda, musi!![:) :)]()
I wracamy na początek, i tak w kółko, sorki ale taka prawda... *Prawdziwych anorektyczek, którym naprawdę udaje się głodzić jest mało, większość dziewczyn pro-ana na przemian zaczyna i zawala diety i niewiele z tego ma oprócz poczucia winy i doła. Moim zdaniem, lepiej jest wytrzymać dopóki się da, a jak przyjdzie ochota to bez wyrzutów sumienia najeść się na maxa, ładnie wszystko zwymiotować i żyjemy dalej.* Tak zostałam pro-mia.
Na swoim blogu @sevensperfection pisze: "jestem chora na tą pieprzoną bulimię! wstydzę się tego. nikt o tym nie wie. nikt, nikt, nikt. dosłownie. nikt."... Bardzo to dla mnie smutne i zapewniam Cię Kochana, że nie masz się czego wstydzić!! Co złego robisz? Masz w życiu cel, chcesz być chudsza, piękniejsza, walczysz o to (elementem każdej walki jest to, że są sukcesy i porażki), jeżeli coś Ci nie wyjdzie (=zjesz za dużo) to chcesz to naprawić (=idziesz to zwymiotować). Złe? Nielogiczne? Powód do wstydu?
*Gdybym nie była pro-mia, moje życie wyglądało by tak:*
* okresowo udawałoby mi się odmawiać sobie nadmiaru żarcia, ale z wielkim trudem, kosztem chodzenia smutna i podkurwiona
* co jakiś czas i tak bym nie wytrzymywała i zawalała (jak większość), za co bym się obwiniała i dołowała
* byłabym gruba, bo nie zwracałabym tysięcy pochłanianych kalorii
Jak dotąd nikt mnie nie przekonał, że to zmiana na lepsze. Dlatego się trzymam bulimii, dzięki niej nie tyję, jak dołączam ćwiczenia to nawet chudnę, mam te swoje 165 cm i 47 kg bez żadnej spiny i dołowania się, że zawaliłam któryś dzień baletnicy, SGD, HSGD, ABC czy innej.
Odpowiadam na pytanie @sevensperfection do mojej poprzedniej notki. Nie uniknę teraz treści #pro-mia, więc kto nie powinien, niech nie czyta.
Pytania jakie padły to: *Jak w to weszłam? Co mnie do tego zmusiło? Skąd takie moje nastawienie do bulimii?*
Tak jak Wy chciałam schudnąć i pierwsze próby skierowałam w stronę diety. I tak jak wielu z Was, szło mi przeciętnie, parę dni się udawało, potem coś nie wychodziło. O bulimii już wiedziałam, poczytałam więcej w necie, poeksperymentowałam z wywoływaniem wymiotów po jedzeniu, patrzyłam jak to działa na moją wagę (chudłam) i stwierdziłam, że w takim razie wybieram tę drogę, bo chciałam być chuda a jednocześnie nie umiałam lub nie chciało mi się dietować - przyznaję się bez bicia.
Więcej jest do wyjaśnienia co do mojego nastawienia. Czytałam dużo blogów i stwierdziłam, że większość wygląda podobnie:
1. Idę na dietę, chcę być śliczną chudzinką, uda mi się!

2. Jest super, dzisiaj 300 kcal, jutro głodówka! <3 }|{
3. Jestem beznadziejna, zawaliłam, potnę się, dobijcie mnie

4. Zaczynam od nowa, od jutra [tu nazwa diety], tym razem się uda, musi!

I wracamy na początek, i tak w kółko, sorki ale taka prawda... *Prawdziwych anorektyczek, którym naprawdę udaje się głodzić jest mało, większość dziewczyn pro-ana na przemian zaczyna i zawala diety i niewiele z tego ma oprócz poczucia winy i doła. Moim zdaniem, lepiej jest wytrzymać dopóki się da, a jak przyjdzie ochota to bez wyrzutów sumienia najeść się na maxa, ładnie wszystko zwymiotować i żyjemy dalej.* Tak zostałam pro-mia.
Na swoim blogu @sevensperfection pisze: "jestem chora na tą pieprzoną bulimię! wstydzę się tego. nikt o tym nie wie. nikt, nikt, nikt. dosłownie. nikt."... Bardzo to dla mnie smutne i zapewniam Cię Kochana, że nie masz się czego wstydzić!! Co złego robisz? Masz w życiu cel, chcesz być chudsza, piękniejsza, walczysz o to (elementem każdej walki jest to, że są sukcesy i porażki), jeżeli coś Ci nie wyjdzie (=zjesz za dużo) to chcesz to naprawić (=idziesz to zwymiotować). Złe? Nielogiczne? Powód do wstydu?
*Gdybym nie była pro-mia, moje życie wyglądało by tak:*
* okresowo udawałoby mi się odmawiać sobie nadmiaru żarcia, ale z wielkim trudem, kosztem chodzenia smutna i podkurwiona
* co jakiś czas i tak bym nie wytrzymywała i zawalała (jak większość), za co bym się obwiniała i dołowała
* byłabym gruba, bo nie zwracałabym tysięcy pochłanianych kalorii
Jak dotąd nikt mnie nie przekonał, że to zmiana na lepsze. Dlatego się trzymam bulimii, dzięki niej nie tyję, jak dołączam ćwiczenia to nawet chudnę, mam te swoje 165 cm i 47 kg bez żadnej spiny i dołowania się, że zawaliłam któryś dzień baletnicy, SGD, HSGD, ABC czy innej.