ile jest prawdy w Nas?
Mogę powiedzieć, że się trzymam. Trzymam się kurczowo czegokolwiek, byle by tylko nie popaść w obłęd. Wczorajszy wieczór staram się odsunąć w niepamięć, by nie musieć przeżywać tego wciąż na nowo, wpatrując się w ekran telefonu komórkowego z tą nadzieją, że może jednak napisze tego esemesa. Już tyle razy Rozum mi mówił, że nadzieja matką głupich, a ja dalej swoje. Razem z Sercem wciąż mamy tą iskierkę nadziei, że jednak Nasz los się odmieni i będziemy kiedyś szczęśliwe. Powracam do tych krótkich wspomnień, paru tygodni i zastanawiam się co by było gdyby, ach to zgubne "co by było gdyby" - pamiętajcie nie róbcie tego, bo to tylko doprowadza do wysunięcia smutnych wniosków. nie oszczędzam się, żeby nie było. Katuję się myślą, że tak to ja wszystko zepsułam i wiem, że zasłużyłam sobie na to, o czym ciągle przypominasz mi P. Ale mam za swoje, taka mała przestroga na przyszłość. Choć dochodzi do mnie, że wolę być sama. Sama w Moim zrujnowanym Królestwie, jakoś je odbuduję, dam sobie radę. Korci mnie by po zjedzonym posiłku pójść i wszystkiego się pozbyć, jak to robiłam jeszcze niedawno. Wymiotowanie bardzo oczyszcza, sprawia, że czuję się taka lekka jak motyl. Ale to zgubna metoda na pozbycie się kilogramów. mój trzeci dzień właśnie dobiega końca i mam nadzieję, że wytrwam tak kolejne dni. Zastanawiam się co spowodowało to u mnie, pamiętam jak zaczynałam rok temu, dlaczego do tego powróciłam? przecież to ohydne, odrażające, takie zmuszające człowieka do ciągłego myślenia o tym by się najeść, a później wszystko zwrócić. Marnują się i pieniądze, czas, energia, zdrowie, wszystko schodzi na dalszy plan i to ciągle jest na pierwszym miejscu, zawsze. tak samo jak anoreksja. wiem, wiem. Ale jeśli mam już wybierać to zdecydowanie bardziej wolę anoreksję od bulimii, Boże i co ja plotę? Powinnam nic nie wybierać, nie chcieć niczego. choroba nie wybiera. To zabawne, że już drugi rok męczę się z zaburzeniami odżywiania i mimo tego nikt nic nie zauważył. Mimo tego, iż opowiedziałam wszystko psychologowi, psychiatrze, mówiłam matce - nikt nie zareagował, czyli mam ich nieme przyzwolenie. Śmieszy mnie zachowanie mojej matki gdy ogląda programy o anorektyczkach i tak podejrzliwie na mnie patrzy, ale ja już umiem zadbać o to by uśpić Jej podejrzenia. bo nikt o niczym nie wie, to taka nasza słodka tajemnica, dobrze? Lecz jak długo można ciągle wygrywać ze wszystkimi, a choroba coraz bardziej Cię wciąga, jak długo utrzymam się na powierzchni?
*1050 kcal*
*Trzeci dzień bez wymiotowania*
Mogę powiedzieć, że się trzymam. Trzymam się kurczowo czegokolwiek, byle by tylko nie popaść w obłęd. Wczorajszy wieczór staram się odsunąć w niepamięć, by nie musieć przeżywać tego wciąż na nowo, wpatrując się w ekran telefonu komórkowego z tą nadzieją, że może jednak napisze tego esemesa. Już tyle razy Rozum mi mówił, że nadzieja matką głupich, a ja dalej swoje. Razem z Sercem wciąż mamy tą iskierkę nadziei, że jednak Nasz los się odmieni i będziemy kiedyś szczęśliwe. Powracam do tych krótkich wspomnień, paru tygodni i zastanawiam się co by było gdyby, ach to zgubne "co by było gdyby" - pamiętajcie nie róbcie tego, bo to tylko doprowadza do wysunięcia smutnych wniosków. nie oszczędzam się, żeby nie było. Katuję się myślą, że tak to ja wszystko zepsułam i wiem, że zasłużyłam sobie na to, o czym ciągle przypominasz mi P. Ale mam za swoje, taka mała przestroga na przyszłość. Choć dochodzi do mnie, że wolę być sama. Sama w Moim zrujnowanym Królestwie, jakoś je odbuduję, dam sobie radę. Korci mnie by po zjedzonym posiłku pójść i wszystkiego się pozbyć, jak to robiłam jeszcze niedawno. Wymiotowanie bardzo oczyszcza, sprawia, że czuję się taka lekka jak motyl. Ale to zgubna metoda na pozbycie się kilogramów. mój trzeci dzień właśnie dobiega końca i mam nadzieję, że wytrwam tak kolejne dni. Zastanawiam się co spowodowało to u mnie, pamiętam jak zaczynałam rok temu, dlaczego do tego powróciłam? przecież to ohydne, odrażające, takie zmuszające człowieka do ciągłego myślenia o tym by się najeść, a później wszystko zwrócić. Marnują się i pieniądze, czas, energia, zdrowie, wszystko schodzi na dalszy plan i to ciągle jest na pierwszym miejscu, zawsze. tak samo jak anoreksja. wiem, wiem. Ale jeśli mam już wybierać to zdecydowanie bardziej wolę anoreksję od bulimii, Boże i co ja plotę? Powinnam nic nie wybierać, nie chcieć niczego. choroba nie wybiera. To zabawne, że już drugi rok męczę się z zaburzeniami odżywiania i mimo tego nikt nic nie zauważył. Mimo tego, iż opowiedziałam wszystko psychologowi, psychiatrze, mówiłam matce - nikt nie zareagował, czyli mam ich nieme przyzwolenie. Śmieszy mnie zachowanie mojej matki gdy ogląda programy o anorektyczkach i tak podejrzliwie na mnie patrzy, ale ja już umiem zadbać o to by uśpić Jej podejrzenia. bo nikt o niczym nie wie, to taka nasza słodka tajemnica, dobrze? Lecz jak długo można ciągle wygrywać ze wszystkimi, a choroba coraz bardziej Cię wciąga, jak długo utrzymam się na powierzchni?
*1050 kcal*
*Trzeci dzień bez wymiotowania*