Nie jest dobrze. Nie mam nawet wiary w swoje postanowienia i plany, które zawsze uwielbiałam robić. Wiecie, to myślenie "Od jutra nic nie jem." albo "Jak zjem tyle to tyle schudnę, jak pociągnę to tydzień to dojdę do takiej wagi.". Tu nie chodzi już o napady czy uczucie osłabienia chociaż w małym stopniu o to też. Od bardzo dawna nie miałam napadu tylko po prostu jadłam. Tyle, że dużo. I nieregularnie. I o niewłaściwych porach. Od poniedziałku MUSZĘ, chociaż mogę nawet użyć słów: JESTEM ZOBLIGOWANA żeby wprowadzić coś restrykcyjnego. Przyczyna? Sukienka na studniówkę.
Mój partner...chyba nie zatańczy ze mną poloneza. Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Mam dość zasypywania go wiadomościami na fb. Czuję się tak żałośnie, bo... MAŁA SPOWIEDŹ: on idzie ze mną, bo liczy na dobrą zabawę i seks. I wiem to bardzo dobrze od początku. Tylko jakoś tak nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Tyle, że teraz nie mam już żadnej alternatywy(oprócz kolesia z ulicy).
Czuję się źle ze sobą. Mam 18 lat, a zrobiłam już rzeczy, których mocno żałuję. Najmocniej uderza mnie za każdym razem kiedy o tym myślę fakt, że to coś nieodwracalnego.
Nie szanuję się. Nie wiem czy aż tak bardzo pragnę akceptacji i potwierdzenia swojej wartości poprzez aprobatę mojego ciała ze strony innych czy jestem szmatą. Ciągle powraca do mnie to słowo. Nikt mnie tak nigdy nie nazwał, ale...
Chce być czysta, niewinna, nienaruszona, delikatna, rachityczna, mała, lekka, chuda, drobna, krucha...
Wciąż wracają do mnie słowa mojego byłego:
Traktuję to jak obelgi. Rzucone w najlepszej wierze ostre noże trafiające prosto w mój mózg.
Mój partner...chyba nie zatańczy ze mną poloneza. Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Mam dość zasypywania go wiadomościami na fb. Czuję się tak żałośnie, bo... MAŁA SPOWIEDŹ: on idzie ze mną, bo liczy na dobrą zabawę i seks. I wiem to bardzo dobrze od początku. Tylko jakoś tak nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Tyle, że teraz nie mam już żadnej alternatywy(oprócz kolesia z ulicy).
Czuję się źle ze sobą. Mam 18 lat, a zrobiłam już rzeczy, których mocno żałuję. Najmocniej uderza mnie za każdym razem kiedy o tym myślę fakt, że to coś nieodwracalnego.
Nie szanuję się. Nie wiem czy aż tak bardzo pragnę akceptacji i potwierdzenia swojej wartości poprzez aprobatę mojego ciała ze strony innych czy jestem szmatą. Ciągle powraca do mnie to słowo. Nikt mnie tak nigdy nie nazwał, ale...
Chce być czysta, niewinna, nienaruszona, delikatna, rachityczna, mała, lekka, chuda, drobna, krucha...
Wciąż wracają do mnie słowa mojego byłego:
“Ale Ty nie jesteś koścista.”
“Najtrudniej Ci chyba schudnąć z nóg.”
Traktuję to jak obelgi. Rzucone w najlepszej wierze ostre noże trafiające prosto w mój mózg.