Wieeem, ja wiem że marudzę... ale czuję się taka brzydka, tak cholernie szkaradna. Nawet nie chodzi o to że jestem gruba, spasiona, otłuszczona i obleśna ale mam tak brzydką marną i smutną twarz że sama siebie demotywuję. Zdałam sobie sprawę że ja znowu to robię. To czyli ja wcale nie głodzę się po to żeby być chuda, ładna, żeby czuć się lepiej czy być perfekcyjna... ja robię to żeby ukarać siebie, bo tak bardzo nienawidzę osoby którą jestem. Czyli masochistyczną świnią, potrafiącą tylko ranić. Ja już nie patrzę w lustro bo nie mogę spojrzeć sobie w oczy bo nie widzę tej maaybe ładnej powłoki, widzę tylko zgniłe wnętrze osoby która sprzedała duszę za piękno którego nie jest godna. Ja poprostu znowu próbuję siebie ukarać i zabić z tej nienawiści. Ja już nie dążę do piękna tylko ja odbywam mękę na którą zasłużyłam. I wiecie co?! Lubię to bo wiem że nie zasługuję na nic więcej za to co zrobiłam, za to jak wyglądam, za to kim jestem. A dokładnie jestem nikim,zwykłym poszarpanym workiem skóry mającej więcej blizn przypominających ból niż naskórka, workiem który trzyma tłuszcz, zwiotczałe mięśnie, głęęęęęboko kości, zasuszone narządy, zakrzepniętą krew i hektolitry zimnej rozcieńczonej herbaty. Oto ja, wysłaniec piekieł, nicości na tej ziemi przypominam wszystkie najmizerniejsze aspekty życia, jestem uosobieniem tego czego każdy człowiek się boi i wystrzega. Osiągnęłam swój jebany cel sprzed roku, czyli straszyć.
~Kobieta Śmierć.
~Kobieta Śmierć.