Coraz bardziej dociera do mnie głupota tego, co od tylu lat robiłam. Coraz bardziej rozumiem, ile czasu zmarnowałam na bezsensowne wmawianie sobie, że jestem brzydka i gruba. Jak bardzo niektóre dni mogłyby się różnić, gdybym się nie głodziła się, nie katowała doprowadzając do stanu, gdy ledwo trzymałam się na nogach. I po co to wszystko? Dla wystających kości? BEZSENS!
Odkryłam coś bardzo ciekawego, a mianowicie to, że anoreksja nie świadczy wcale o sile, ale o słabości. Głodząc się pokazujemy światu, jak bardzo się nienawidzimy, jak nie radzimy sobie same ze sobą. Akceptując ciało dajemy sygnał, że zasługujemy również na taką samą akceptację innych. Silne kobiety nie ulegają anoreksji, są ponad to. Mają tyłek i cycyki i są z tego dumne, nie muszą pokazywać kości, by móc się w ten sposób dowartościować. Ja miałam tylko anę. Tylko choroba dawała mi poczucie wiary w siebie, siły i wrażenie, że jestem w czymś lepsza od innych. Teraz dociera do mnie, że po pierwsze wcale nie muszę konkurować z całym światem, wcale nie muszę być najlepsza i wcale nie muszą mnie obchodzić czyjekolwiek opinie. Ludzie, którzy potencjalnie mogliby mnie krytykować tak naprawdę sami mają problem ze sobą. Ja właśnie dorastam - yupiii!
I przestaję być małą córeczką rodziców, która musi mieć same 5tki w szkole, zdać na super studia i znaleźć super pracę, super męża, itd. Mogę być maksymalnie przeciętna, a i tak we własnych oczach będę MEGA! To jest cholernie trudne, by siebie pokochać, ale naprawdę warto. Naprawdę jest tak, że gdy same kochamy siebie, zaczynają nas kochać inni.
Kolejne odkrycie - anoreksja czy bulimia to nie jest zabawa. Do niedawna jeszcze wierzyłam, że mam to wszystko pod kontrolą i w każdej chwili mogę przestać. Byłam pro-ana, bo byłam dumna, że umiem się zagłodzić. Teraz widzę, że byłam po prostu ofiarą i niestety przestanie nie jest wcale takie proste. Nie da się tego zrobić ot tak, niewiadomo jak bardzo logiczne argumenty by się otrzymało. Mam w głowie różne klapki, znam poniekąd ich przyczyny, ale zanim uda mi się je wszystkie definitywnie pozamykać może minąć sporo czasu. Mam również świadomość tego, że może nigdy nie wyzdrowieję. Może być tak, że do końca życia jedzenie będzie budziło we mnie lęk, podobnie jak waga stojąca w łazience.
Od 9 dni nie liczę kalorii, staram się nie ważyć, ale nie mogę. Udaje mi się trochę dystansować do tego, co pokazuje waga. Staram się być racjonalna, mówię sobie, że mam niedowagę, że przytycie nawet 5 kg nie spowoduje, że stanę się gruba.
Oglądałam ostatnio teledysk Dody. Nie jestem fanką, ale nagle odkryłam w niej coś, czego strasznie jej pozazdrościłam - takiego zwykłego lubienia własnego ciała. Ona nie jest wcale chuda, jest normalna, ma ciało, ale jednocześnie jest w niej taka emanująca akceptacja i sex appeal, które czynią ją atrakcyjną. Też tak chcę!
Odkryłam coś bardzo ciekawego, a mianowicie to, że anoreksja nie świadczy wcale o sile, ale o słabości. Głodząc się pokazujemy światu, jak bardzo się nienawidzimy, jak nie radzimy sobie same ze sobą. Akceptując ciało dajemy sygnał, że zasługujemy również na taką samą akceptację innych. Silne kobiety nie ulegają anoreksji, są ponad to. Mają tyłek i cycyki i są z tego dumne, nie muszą pokazywać kości, by móc się w ten sposób dowartościować. Ja miałam tylko anę. Tylko choroba dawała mi poczucie wiary w siebie, siły i wrażenie, że jestem w czymś lepsza od innych. Teraz dociera do mnie, że po pierwsze wcale nie muszę konkurować z całym światem, wcale nie muszę być najlepsza i wcale nie muszą mnie obchodzić czyjekolwiek opinie. Ludzie, którzy potencjalnie mogliby mnie krytykować tak naprawdę sami mają problem ze sobą. Ja właśnie dorastam - yupiii!

Kolejne odkrycie - anoreksja czy bulimia to nie jest zabawa. Do niedawna jeszcze wierzyłam, że mam to wszystko pod kontrolą i w każdej chwili mogę przestać. Byłam pro-ana, bo byłam dumna, że umiem się zagłodzić. Teraz widzę, że byłam po prostu ofiarą i niestety przestanie nie jest wcale takie proste. Nie da się tego zrobić ot tak, niewiadomo jak bardzo logiczne argumenty by się otrzymało. Mam w głowie różne klapki, znam poniekąd ich przyczyny, ale zanim uda mi się je wszystkie definitywnie pozamykać może minąć sporo czasu. Mam również świadomość tego, że może nigdy nie wyzdrowieję. Może być tak, że do końca życia jedzenie będzie budziło we mnie lęk, podobnie jak waga stojąca w łazience.
Od 9 dni nie liczę kalorii, staram się nie ważyć, ale nie mogę. Udaje mi się trochę dystansować do tego, co pokazuje waga. Staram się być racjonalna, mówię sobie, że mam niedowagę, że przytycie nawet 5 kg nie spowoduje, że stanę się gruba.
Oglądałam ostatnio teledysk Dody. Nie jestem fanką, ale nagle odkryłam w niej coś, czego strasznie jej pozazdrościłam - takiego zwykłego lubienia własnego ciała. Ona nie jest wcale chuda, jest normalna, ma ciało, ale jednocześnie jest w niej taka emanująca akceptacja i sex appeal, które czynią ją atrakcyjną. Też tak chcę!