Witam ![:* :*]()
Dziękuję wszystkim za komentarze i rady. Bardzo dużo dla mnie znaczy Wasze wsparcie. Jeżeli chodzi o pieska, wabi się Rooffi <3
Nie będę dzisiaj narzekać na pogodę, chociaż do pięknych z pewnością nie należy. Obudziłam się w złym humorze. Nie mogłam w nocy spać. Za oknem padało, a ja co chwilę się budziłam. To nic. Następna noc będzie lepsza : )
Rano miałam pojechać na basen - niestety nie udało się. A wszystko przez ... cukrzycę. Choruję na nią od 8 lat. Niedawno do cukrzycy doszła jeszcze anoreksja i depresja. Dobija mnie to. Wracając do rzeczy. Miałam wysokie cukry - to uniemożliwia wysiłek fizyczny. Byłam zła. Zła i smutna. Szybko jednak mi przeszło, bo ... zamiast basenu wyszły zakupy. Tato kupił mi gofrownicę : p. Poprzednia się zepsuła, a za mną od dłuższego czasu chodzą pyszne, cieplutkie, chrupiące, przypominające mi wakacje nad morzem ... gofry. Na dzisiaj i jutro jest ciasto, więc gofry będą prawdopodobnie w poniedziałek. Dla mnie dzień bez słodyczy, to dzień zmarnowany, a jakże ; ). Miałam robić ciasto, ale pokłóciłam się z mamą (już się pogodziłyśmy) i mi się odechciało. Pewnie zrobię jutro.
Siedząc sobie z kubkiem kakao pod ciepłym kocykiem i z pieskiem na kolanach, zastanawiałam się co takiego wspaniałego widzę w byciu chudą. Wystające kości? Gadanie ludzi jakim to jestem chudzielcem? Poczucie kontroli nad własnym ciałem? Nie. To znaczy po części tak, ale myślę, że najbardziej lubię tę kruchość. Znacie to? To przecież takie przyjemne czuć się kruchą, małą, potrzebować więcej uwagi, opieki. NIE, NIE NIE. Trzeba wziąć życie w swoje ręce. Nie można wiecznie wegetować, tylko wreszcie korzystać z życia. Tyle wspaniałych chwil przede mną - liceum, studia, znajomi, przyjaciele. Anoreksja mi to odebrała. Ale nie całkowicie. Zostały mi właściwie jeszcze tylko dwa lata bez trosk i zmartwień dorosłości. Później osiemnastka i życie na własny rachunek. Dlatego właśnie chcę przeżyć te lata jak najlepiej. Szaleć, bawić się i niczym nie przejmować. A żeby poczuć siłę i energię do działania - trzeba jeść. I tak oto przeszłam do tematu żarełka : p. Wstawiam moje dzisiejsze menu:
Śniadanie:
Bułka orkiszowa z sałatą i papryką, podana z miseczką warzyw, serkiem wiejskim i jajkiem (które niestety rozwaliło się podczas obierania).
II śniadanie :
W związku z wysokimi cukrami tylko kawa z mlekiem i cynamonem. A jako że kawa bez książki to nie kawa - stworzyłam duet.
Obiad:
Leczo z cukinii i papryki z kostką sojową.
Podwieczorek:
Wafle ryżowe (jeden ma caaaałe 20 kcal
), kakao.
Kolacja:
Twarożek z cynamonem i błonnikiem jabłkowym.
Po drodze wpadło parę orzechów, pestek dyni, szklanka soku pomidorowego.
Te porcje są tak duże, czy mi się wydaje? Nie mogę jeść inaczej. Muszę jeść objętościowo dużo, bo mój żołądek nie ma dna. Dlatego właśnie wpycham w siebie tyle warzyw. Inaczej bym nie wyrobiła. Czasem wspominam, jak zjadałam jedno jabłko dziennie. Jak ja dawałam wtedy radę? Teraz korci mnie, żeby do tego wrócić, ale nie mogę się poddać. Rodzice martwią się, że jem za mało, a ja myślę zupełnie odwrotnie ... Ach, co bym dała żeby być zdrowa...
Wstawiam jeszcze parę swoich fotek. Nie potrafię na nie patrzeć obiektywnie. Niby widzę, że jestem chuda, ale nadal wydaje mi się że wyglądam normalnie i to całe tycie mi niepotrzebne. Gdzie tu logika?
Nie będę już więcej smęcić. Trzeba w końcu myśleć pozytywnie
. Jutro będzie przecież nowy, lepszy dzień.
Nie spodziewałam się, że tak wyglądam leżąc : p
Pozdrawiam.

Dziękuję wszystkim za komentarze i rady. Bardzo dużo dla mnie znaczy Wasze wsparcie. Jeżeli chodzi o pieska, wabi się Rooffi <3
Nie będę dzisiaj narzekać na pogodę, chociaż do pięknych z pewnością nie należy. Obudziłam się w złym humorze. Nie mogłam w nocy spać. Za oknem padało, a ja co chwilę się budziłam. To nic. Następna noc będzie lepsza : )
Rano miałam pojechać na basen - niestety nie udało się. A wszystko przez ... cukrzycę. Choruję na nią od 8 lat. Niedawno do cukrzycy doszła jeszcze anoreksja i depresja. Dobija mnie to. Wracając do rzeczy. Miałam wysokie cukry - to uniemożliwia wysiłek fizyczny. Byłam zła. Zła i smutna. Szybko jednak mi przeszło, bo ... zamiast basenu wyszły zakupy. Tato kupił mi gofrownicę : p. Poprzednia się zepsuła, a za mną od dłuższego czasu chodzą pyszne, cieplutkie, chrupiące, przypominające mi wakacje nad morzem ... gofry. Na dzisiaj i jutro jest ciasto, więc gofry będą prawdopodobnie w poniedziałek. Dla mnie dzień bez słodyczy, to dzień zmarnowany, a jakże ; ). Miałam robić ciasto, ale pokłóciłam się z mamą (już się pogodziłyśmy) i mi się odechciało. Pewnie zrobię jutro.
Siedząc sobie z kubkiem kakao pod ciepłym kocykiem i z pieskiem na kolanach, zastanawiałam się co takiego wspaniałego widzę w byciu chudą. Wystające kości? Gadanie ludzi jakim to jestem chudzielcem? Poczucie kontroli nad własnym ciałem? Nie. To znaczy po części tak, ale myślę, że najbardziej lubię tę kruchość. Znacie to? To przecież takie przyjemne czuć się kruchą, małą, potrzebować więcej uwagi, opieki. NIE, NIE NIE. Trzeba wziąć życie w swoje ręce. Nie można wiecznie wegetować, tylko wreszcie korzystać z życia. Tyle wspaniałych chwil przede mną - liceum, studia, znajomi, przyjaciele. Anoreksja mi to odebrała. Ale nie całkowicie. Zostały mi właściwie jeszcze tylko dwa lata bez trosk i zmartwień dorosłości. Później osiemnastka i życie na własny rachunek. Dlatego właśnie chcę przeżyć te lata jak najlepiej. Szaleć, bawić się i niczym nie przejmować. A żeby poczuć siłę i energię do działania - trzeba jeść. I tak oto przeszłam do tematu żarełka : p. Wstawiam moje dzisiejsze menu:
Śniadanie:
Bułka orkiszowa z sałatą i papryką, podana z miseczką warzyw, serkiem wiejskim i jajkiem (które niestety rozwaliło się podczas obierania).
II śniadanie :
W związku z wysokimi cukrami tylko kawa z mlekiem i cynamonem. A jako że kawa bez książki to nie kawa - stworzyłam duet.
Obiad:
Leczo z cukinii i papryki z kostką sojową.
Podwieczorek:
Wafle ryżowe (jeden ma caaaałe 20 kcal

Kolacja:
Twarożek z cynamonem i błonnikiem jabłkowym.
Po drodze wpadło parę orzechów, pestek dyni, szklanka soku pomidorowego.
Te porcje są tak duże, czy mi się wydaje? Nie mogę jeść inaczej. Muszę jeść objętościowo dużo, bo mój żołądek nie ma dna. Dlatego właśnie wpycham w siebie tyle warzyw. Inaczej bym nie wyrobiła. Czasem wspominam, jak zjadałam jedno jabłko dziennie. Jak ja dawałam wtedy radę? Teraz korci mnie, żeby do tego wrócić, ale nie mogę się poddać. Rodzice martwią się, że jem za mało, a ja myślę zupełnie odwrotnie ... Ach, co bym dała żeby być zdrowa...
Wstawiam jeszcze parę swoich fotek. Nie potrafię na nie patrzeć obiektywnie. Niby widzę, że jestem chuda, ale nadal wydaje mi się że wyglądam normalnie i to całe tycie mi niepotrzebne. Gdzie tu logika?
Nie będę już więcej smęcić. Trzeba w końcu myśleć pozytywnie

Nie spodziewałam się, że tak wyglądam leżąc : p
Pozdrawiam.