Z opisu wynika, że planuję schudnąć około 11kg. Prawda. Nie jest to jednak moim głównym celem, a oczekiwanym efektem pracy nad swoimi słabościami, które sprawiają, że zataczam tytułowe "błędne koło".
Na pingerze znalazłam się po raz trzeci, jednak dopiero teraz buduję w sobie samoświadomość i samoakceptację, która jest niezbędnym czynnikiem, żeby osiągnąć sukces. Może to być odebrane jako hipokryzja zważając na to, że czuję odrzucenie od swojego ciała. Nie jest to jednak wstręt do mojej fizyczności, a psychiki, która doprowadziła do tego, że tak wyglądam.
Słowa "TAK wyglądam" brzmią, jakbym była tłustą świnią, co w rzeczywistości nie jest prawdą, ale po około 7 latach zmagań bulimią moje odbicie w lustrze jest przez mój mózg nieco zmodyfikowane. Dodatkowo długo trenowałam siatkówkę, biegałam po 12km dziennie i uwielbiałam ćwiczenia siłowe, co sprawiło, że mam nieco więcej mięśni niż przeciętna dziewczyna, toteż waga nie pomaga mi w naprawieniu opinii o moim ciele.
Nie mówię, że nie ma wad, bo jednak jest mnie za dużo tu i ówdzie, ale jest to w granicach normy, którą większość ludzi akceptuje, popiera lub wręcz uwielbia, np. mój luby, który jest dość sceptycznie nastawiony do mojego odchudzania i często zdarza mu się rzucić, że wyglądam na niedożywioną, kiedy trochę schudnę i bardziej wystają mi żebra czy biodra. Ale wciąż mnie wspiera, mimo tego, że wiele razy go zawiodłam mówiąc, że znowu rzygałam, mimo że mam nakaz dzwonienia do niego o każdej porze w razie kryzysu...z czego praktycznie nie korzystam, bo mam jedynie większe wyrzuty sumienia, kiedy i tak zjebię, a notorycznie przegrywam w negocjacjach z "przyjaciółką" Mią.
Mój mężczyzna jest jednym z czynników, dla których chcę zmienić swoje życie. Frustruje mnie fakt, że przez swoje zachowanie każde moje "kocham Cię" brzmi coraz mniej wiarygodnie. Moje porzucone w zalążku postanowienia negują wartość słów, które wypowiadam. Tym bardziej, że udowodniłam, że potrafię nie wymiotować, jeść normalnie...na początku naszej znajomości zawarliśmy z A. coś jak "umowę", która zakładała, że przez 3 miesiące będę jedzeniowo grzeczna. Udało mi się około 4,5 miesiąca, co było dla mnie ogromnym sukcesem, bo przed postanowieniem byłam na etapie wymiotowania 1-3 razy dziennie. Wcześniej było dużo gorzej, ale o tym może kiedy indziej. W każdym razie wróciłam do tego, co było nieuniknione przez to, że mimo pilnowania się nie zmieniłam swojego podejścia do jedzenia i cały czas walczyłam z wyrzutami sumienia i chęcią schylenia się nad kiblem. Teraz zmniejszyła się częstotliwość rzygania, ale nadal robię śmietnik z żołądka.
Drugim czynnikiem jest dla mnie sam fakt tkwienia w czymś, co definiuję jako uzależnienie, nie chorobę. Samo w sobie jest to męczące i pozbawia mnie szansy na samoakceptację i zadowolenie z życia, które jest dla mnie teraz kompletnym chaosem.
Ach no i może jeszcze nauka. Studia. Dietetyka - moje marzenie od podstawówki, nie wiem, czy myślałam o innych opcjach od momentu, gdy podjęłam decyzję, że to jest to, czym chcę się w życiu zajmować. Dokładnie psychodietetyka. Czemu? Pewnie dlatego, że oprócz tego, że definicja jest bardzo rozbudowana i zakłada dużo więcej niż pomoc osobom z ED (Eating Disorders), to jednak zakłada pomoc osobom z ED. Ja takiej pomocy szukałam, straciłam jedynie dużo nerwów, czasu, a moi rodzice pieniędzy, mimo że było na mej drodze paru renomowanych "specjalistów". Mieli jedną wadę - nie rozumieli tego, co robię, albo mieli błędny pogląd na ten temat wchłonięty z podręczników pisanych przez osoby, które czytały inne podręczniki pisane przez osoby(...).
Postaram się zapisywać to, co jem. Początkowo będzie tego mało, niezdrowo mało. Jednak nie na tak długo, żeby sobie zaszkodzić i wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Wręcz powinnam i jest to bardziej obóz dla mojego mózgu niż wyzwanie dla ciała, ale zyskuje jedno i drugie.
Jeśli chodzi o ćwiczenia: na pewno boczki Tiffany, nogi i total body workout pani Mel B, Fitness Blender-->ćwiczenia na górną część ciała (głównie ręce) i oprócz tego różne ćwiczenia na mięśnie brzucha, bieganie i skakanka. Jeszcze to jakoś uporządkuję i zacznę wprowadzać w życie.
Jutro dzień pierwszy, dobrze byłoby się wyspać po tygodniu spania od 0 do 4,5h (+ 5-minutowe drzemki gdzie się dało i kiedy się dało). Toteż uciekam pod kołdrę do książki, którą może w końcu skończę zanim odpłynę (Graham Masterton "Złodziej dusz" - zaczyna się nieźle, z dużym potencjałem na zniszczenie wszystkiego zakończeniem, jak skończę to powiem czy polecam)
Tu pewnie mogłabym napisać cokolwiek, bo nikt zapewne nie przebrnie do tego fragmentu, ale niech będzie, że napiszę dobranoc![;) ;)]()
ri.pinger.pl/(…)podsumowujac-.jpg…
ri.pinger.pl/(…)1625464_726528044045578_746641481_n…
ri.pinger.pl/(…)maffashion_9.jpg…
Na pingerze znalazłam się po raz trzeci, jednak dopiero teraz buduję w sobie samoświadomość i samoakceptację, która jest niezbędnym czynnikiem, żeby osiągnąć sukces. Może to być odebrane jako hipokryzja zważając na to, że czuję odrzucenie od swojego ciała. Nie jest to jednak wstręt do mojej fizyczności, a psychiki, która doprowadziła do tego, że tak wyglądam.
Słowa "TAK wyglądam" brzmią, jakbym była tłustą świnią, co w rzeczywistości nie jest prawdą, ale po około 7 latach zmagań bulimią moje odbicie w lustrze jest przez mój mózg nieco zmodyfikowane. Dodatkowo długo trenowałam siatkówkę, biegałam po 12km dziennie i uwielbiałam ćwiczenia siłowe, co sprawiło, że mam nieco więcej mięśni niż przeciętna dziewczyna, toteż waga nie pomaga mi w naprawieniu opinii o moim ciele.
Nie mówię, że nie ma wad, bo jednak jest mnie za dużo tu i ówdzie, ale jest to w granicach normy, którą większość ludzi akceptuje, popiera lub wręcz uwielbia, np. mój luby, który jest dość sceptycznie nastawiony do mojego odchudzania i często zdarza mu się rzucić, że wyglądam na niedożywioną, kiedy trochę schudnę i bardziej wystają mi żebra czy biodra. Ale wciąż mnie wspiera, mimo tego, że wiele razy go zawiodłam mówiąc, że znowu rzygałam, mimo że mam nakaz dzwonienia do niego o każdej porze w razie kryzysu...z czego praktycznie nie korzystam, bo mam jedynie większe wyrzuty sumienia, kiedy i tak zjebię, a notorycznie przegrywam w negocjacjach z "przyjaciółką" Mią.
Mój mężczyzna jest jednym z czynników, dla których chcę zmienić swoje życie. Frustruje mnie fakt, że przez swoje zachowanie każde moje "kocham Cię" brzmi coraz mniej wiarygodnie. Moje porzucone w zalążku postanowienia negują wartość słów, które wypowiadam. Tym bardziej, że udowodniłam, że potrafię nie wymiotować, jeść normalnie...na początku naszej znajomości zawarliśmy z A. coś jak "umowę", która zakładała, że przez 3 miesiące będę jedzeniowo grzeczna. Udało mi się około 4,5 miesiąca, co było dla mnie ogromnym sukcesem, bo przed postanowieniem byłam na etapie wymiotowania 1-3 razy dziennie. Wcześniej było dużo gorzej, ale o tym może kiedy indziej. W każdym razie wróciłam do tego, co było nieuniknione przez to, że mimo pilnowania się nie zmieniłam swojego podejścia do jedzenia i cały czas walczyłam z wyrzutami sumienia i chęcią schylenia się nad kiblem. Teraz zmniejszyła się częstotliwość rzygania, ale nadal robię śmietnik z żołądka.
Drugim czynnikiem jest dla mnie sam fakt tkwienia w czymś, co definiuję jako uzależnienie, nie chorobę. Samo w sobie jest to męczące i pozbawia mnie szansy na samoakceptację i zadowolenie z życia, które jest dla mnie teraz kompletnym chaosem.
Ach no i może jeszcze nauka. Studia. Dietetyka - moje marzenie od podstawówki, nie wiem, czy myślałam o innych opcjach od momentu, gdy podjęłam decyzję, że to jest to, czym chcę się w życiu zajmować. Dokładnie psychodietetyka. Czemu? Pewnie dlatego, że oprócz tego, że definicja jest bardzo rozbudowana i zakłada dużo więcej niż pomoc osobom z ED (Eating Disorders), to jednak zakłada pomoc osobom z ED. Ja takiej pomocy szukałam, straciłam jedynie dużo nerwów, czasu, a moi rodzice pieniędzy, mimo że było na mej drodze paru renomowanych "specjalistów". Mieli jedną wadę - nie rozumieli tego, co robię, albo mieli błędny pogląd na ten temat wchłonięty z podręczników pisanych przez osoby, które czytały inne podręczniki pisane przez osoby(...).
Postaram się zapisywać to, co jem. Początkowo będzie tego mało, niezdrowo mało. Jednak nie na tak długo, żeby sobie zaszkodzić i wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Wręcz powinnam i jest to bardziej obóz dla mojego mózgu niż wyzwanie dla ciała, ale zyskuje jedno i drugie.
Jeśli chodzi o ćwiczenia: na pewno boczki Tiffany, nogi i total body workout pani Mel B, Fitness Blender-->ćwiczenia na górną część ciała (głównie ręce) i oprócz tego różne ćwiczenia na mięśnie brzucha, bieganie i skakanka. Jeszcze to jakoś uporządkuję i zacznę wprowadzać w życie.
Jutro dzień pierwszy, dobrze byłoby się wyspać po tygodniu spania od 0 do 4,5h (+ 5-minutowe drzemki gdzie się dało i kiedy się dało). Toteż uciekam pod kołdrę do książki, którą może w końcu skończę zanim odpłynę (Graham Masterton "Złodziej dusz" - zaczyna się nieźle, z dużym potencjałem na zniszczenie wszystkiego zakończeniem, jak skończę to powiem czy polecam)
Tu pewnie mogłabym napisać cokolwiek, bo nikt zapewne nie przebrnie do tego fragmentu, ale niech będzie, że napiszę dobranoc

ri.pinger.pl/(…)podsumowujac-.jpg…
ri.pinger.pl/(…)1625464_726528044045578_746641481_n…
ri.pinger.pl/(…)maffashion_9.jpg…