Przerwa, przerwa, przerwa. Az do matury. Jest źle, źle źle. Głodzę się, okropnie się czuję, mam poczucie winy, gdy jem, ja pierdolę, słabo mi, schudłam, zbladłam, trzęsą mi się ręce... mam ochotę przyćpac, lista osób zaniepokojonych się wydłuża. Albo skraca, bo przyjaciele chyba zaczynają mieć to gdzieś... (?)
Przerwa. Przerwa. Przerwa.
Plan na życie:
-uczyć się, uczyć się, UCZYĆ SIĘ
-zaczynam matury 5 maja (w swoje urodziny, yay),12 piszę biologię, 16 chemię - to akurat piątek, mogę sobie zaszaleć, pojadę sobie do klubu w wawce z kolegami, napiję się trochę, będzie fajnie; wrócę jeszcze w sobotę/niedzielę, bo 19 ostatnia matura- na szczęście tylko ustny angol, to nawet na kacu bym sobie dała radę![:D :D]()
-potem pewnie będą urodziny przyjaciółki, muszę być
-21/22 albo innego dnia tuż po wspomnianych urodzinach wracam do warszy (mam nadzieję, że będę miała gdzie nocować - mam mieszkanie, ale niewykończone, nie wiem czy zdążą...),
I tutaj albo:
a. ogarnę miasto, poznam okolicę, wrócę do diety, wrócę do siłowni, oderwę się od wszystkiego, pobawię się, może zarobie gdzieś trochę forsy...
b. pogłodzę się troszkę, schudnę, będę miała czas i nauka na tym nie ucierpi, 40 kg, poniżej 40, zapadnięty brzuch, wystające kości biodrowe, żebra, nogi objęte rękami, pusta blada trupia twarz. PRAGNĘ. (WIEM CO POWIECIE) Szkoda, że to trwa tak długo i dni są wtedy wypełnione tą straszną pustką - zawsze kiedy nie jem, chcę by dni mijały jak najszybciej...
(decyzja jeszcze nie podjęta, nie wiem tez co z lekami, chuj)
-i tak do 15 czerwca, wtedy wylatuję z mamą do Paryża na tydzień.
Potem planów brak.
Dobra, przepraszam, musiałam oczyścić umysł, idę do sacharydów i związków azotowych. Heh.
Przerwa. Przerwa. Przerwa.
Plan na życie:
-uczyć się, uczyć się, UCZYĆ SIĘ
-zaczynam matury 5 maja (w swoje urodziny, yay),12 piszę biologię, 16 chemię - to akurat piątek, mogę sobie zaszaleć, pojadę sobie do klubu w wawce z kolegami, napiję się trochę, będzie fajnie; wrócę jeszcze w sobotę/niedzielę, bo 19 ostatnia matura- na szczęście tylko ustny angol, to nawet na kacu bym sobie dała radę

-potem pewnie będą urodziny przyjaciółki, muszę być
-21/22 albo innego dnia tuż po wspomnianych urodzinach wracam do warszy (mam nadzieję, że będę miała gdzie nocować - mam mieszkanie, ale niewykończone, nie wiem czy zdążą...),
I tutaj albo:
a. ogarnę miasto, poznam okolicę, wrócę do diety, wrócę do siłowni, oderwę się od wszystkiego, pobawię się, może zarobie gdzieś trochę forsy...
b. pogłodzę się troszkę, schudnę, będę miała czas i nauka na tym nie ucierpi, 40 kg, poniżej 40, zapadnięty brzuch, wystające kości biodrowe, żebra, nogi objęte rękami, pusta blada trupia twarz. PRAGNĘ. (WIEM CO POWIECIE) Szkoda, że to trwa tak długo i dni są wtedy wypełnione tą straszną pustką - zawsze kiedy nie jem, chcę by dni mijały jak najszybciej...
(decyzja jeszcze nie podjęta, nie wiem tez co z lekami, chuj)
-i tak do 15 czerwca, wtedy wylatuję z mamą do Paryża na tydzień.
Potem planów brak.
Dobra, przepraszam, musiałam oczyścić umysł, idę do sacharydów i związków azotowych. Heh.