Nie wiem, od czego zacząć. Znowu zawaliłam. A dopiero co wam pisałam, jak super mi idzie.
Dosłownie rzuciłam się na jedzenie jak opętana. Nawet nie czułam jego smaku. To nie jest tak, jak ja czytam na forach, gdzie dziewczyny piszą, że miały "napad", czyli zjadły słodką bułkę i popiły ją sokiem. U mnie to wygląda... Szkoda gadać.
Zauważyłam, że przez te kilka dni gdy jadłam w miarę zdrowo, czułam się o wiele lepiej. Byłam pogodniejsza, milsza. Teraz jestem agresywna, wszystko mnie wkurza i nie mam ochoty na rozmowę z nikim.
Naprawdę chcę z tym skończyć. Moja waga już mi zwisa. Boli mnie tylko to, że to przecież choroba psychiczna, bliska siostra anoreksji i bulimii. Aż boję się pomyśleć, jak mój organizm musi wyglądać od środka. Papierosy nas wyniszczają, niezdrowe żarcie też. Zresztą, nie to że niezdrowe, ale w jakich ilościach! Jeszcze trochę i moje nerki i wątroba pewnie padną... No i jeszcze jedno, najgorsze. Jak tak dalej pójdzie, skończę z cukrzycą.
Muszę się wziąć za siebie. Bo przecież w tej chwili zabijam samą siebie.
Moje postanowienia, do odwołania:
1. Zero napadów! Umieć panować nad jedzeniem. Jeżeli zjem coś niezdrowego, to nie jem jeszcze więcej, "bo i tak już zawaliłam cały dzień"
2. Kalorie 1700-1800/dzień. Nie mam zbytnio ochoty znowu bawić się w to całe liczenie kalorii, ale chyba nie mam wyjścia. Dałam sobie szansę, by jeść normalnie, ale jak widzę nie potrafię się sama kontrolować.
3. Ograniczyć pieczywo.
4. Pozwalać sobie na 1 niezdrową rzecz dziennie.
5. Ćwiczyć min. 3 razy w tygodniu, w pozostałe dni przynajmniej wyjść na rower/deskę lub spacer.
Z innych:
6. Pisać codziennie albo co 2 dni na blogu, jak mi idzie + prowadzić kalendarzyk, w którym będę to wszystko odhaczać.
7. Codziennie wieczorem wykonywać masaż twarzy.
8. Codziennie używać balsamu wyszczuplającego.
9. Codziennie czytać książkę.
10. NIE PODDAĆ SIĘ!
Dosłownie rzuciłam się na jedzenie jak opętana. Nawet nie czułam jego smaku. To nie jest tak, jak ja czytam na forach, gdzie dziewczyny piszą, że miały "napad", czyli zjadły słodką bułkę i popiły ją sokiem. U mnie to wygląda... Szkoda gadać.
Zauważyłam, że przez te kilka dni gdy jadłam w miarę zdrowo, czułam się o wiele lepiej. Byłam pogodniejsza, milsza. Teraz jestem agresywna, wszystko mnie wkurza i nie mam ochoty na rozmowę z nikim.
Naprawdę chcę z tym skończyć. Moja waga już mi zwisa. Boli mnie tylko to, że to przecież choroba psychiczna, bliska siostra anoreksji i bulimii. Aż boję się pomyśleć, jak mój organizm musi wyglądać od środka. Papierosy nas wyniszczają, niezdrowe żarcie też. Zresztą, nie to że niezdrowe, ale w jakich ilościach! Jeszcze trochę i moje nerki i wątroba pewnie padną... No i jeszcze jedno, najgorsze. Jak tak dalej pójdzie, skończę z cukrzycą.
Muszę się wziąć za siebie. Bo przecież w tej chwili zabijam samą siebie.
Moje postanowienia, do odwołania:
1. Zero napadów! Umieć panować nad jedzeniem. Jeżeli zjem coś niezdrowego, to nie jem jeszcze więcej, "bo i tak już zawaliłam cały dzień"
2. Kalorie 1700-1800/dzień. Nie mam zbytnio ochoty znowu bawić się w to całe liczenie kalorii, ale chyba nie mam wyjścia. Dałam sobie szansę, by jeść normalnie, ale jak widzę nie potrafię się sama kontrolować.
3. Ograniczyć pieczywo.
4. Pozwalać sobie na 1 niezdrową rzecz dziennie.
5. Ćwiczyć min. 3 razy w tygodniu, w pozostałe dni przynajmniej wyjść na rower/deskę lub spacer.
Z innych:
6. Pisać codziennie albo co 2 dni na blogu, jak mi idzie + prowadzić kalendarzyk, w którym będę to wszystko odhaczać.
7. Codziennie wieczorem wykonywać masaż twarzy.
8. Codziennie używać balsamu wyszczuplającego.
9. Codziennie czytać książkę.
10. NIE PODDAĆ SIĘ!