więc tak... Powiem, że jest dziwnie.
I na tym nie skończę.
Waga ni to staje, ni to się rusza (na moje szczęście zgodnie z prawem grawitacji - znaczy się w dół) ~ różnie bywa. Ciągle stosuje abc. Przyznam się szczerze, że jest mi o wiele łatwiej stosować konkretną dietę niż (tak jak to robiłam wcześniej) ograniczać się zupełnie we wszystkim, a na wieczór, na sam koniuszek któregoś z kolei dnia głodówki trafiać na szufladzianą zmorę np. kajmak czy mleko zagęszczone w tubce.
U mojej psychiatry dowiedziałam się, że rok temu miałam głęboką depresję i że naprawdę znośnie z niej wyszłam - tutaj znów muszę się przyznać, że czasem naprawdę nie umiem czytać samej siebie. domyślałam się, w końcu nie każdy ucieka z domu, wychodzi z mieszkania nocą w zimę w piżamie biegając boso po świeżym śniegu używając parapetu (tu należy wspomnieć, że nie mieszkam na poziomie ziemi...) czy też włazi na wysokie budynki tylko i wyłącznie po to by poczuć, że żyje.
Ciągle brakuje mi wrażeń, ale jakoś sobie z tym radze.
zaległe bilanse :
11. 134/150
12. 143/200
13. znaczy się dziś... nie jestem głodna. W ogóle nie jestem w nastroju do jedzenia. Wypiłam sporo herbat, z czego do jednej dolałam łyżkę soku (domowej roboty moich kochanych starszych) z malin więc liczę to jako ok. 20 kcal. Więc powiedzmy, że jest 20/400 kcal.
Waga na dziś rano : 43,4. OK. Znośnie. Musi być mniej. Choć i tak przyznam się otwarcie, że waga tak jak na tej dietce szybciej mi się spadała (może na Ducanie, ale to było 4 lata temu i byłam małym warchlaczkiem). I ważyłam prawie 30 kg więcej... Nie wrócę do tego. NIGDY.
Wyniki krwi i moczu są... gorsze niż myślałam. Szkoda gadać. Co prawda nie wyjdzie, że miałam styczność z przeczyszczającym raz czy dwa razy, ale dobrze też nie jest. Prawie wszystko jest źle. Na szczęście rodzice jeszcze nie wchodzą mi na głowę ~ tego by brakowało.
Porządnie biorę się za szkołę, bo poprzedni semestr przez moje ciągłe chorowanie to istna masakra. No cóż... wolałabym się nie przyzwyczajać.
I jeszcze jedno misie~ptysie. I nie pozwólcie światu zlizać swego lukru. Nie ważne jak byłby on kaloryczny.
I na tym nie skończę.
Waga ni to staje, ni to się rusza (na moje szczęście zgodnie z prawem grawitacji - znaczy się w dół) ~ różnie bywa. Ciągle stosuje abc. Przyznam się szczerze, że jest mi o wiele łatwiej stosować konkretną dietę niż (tak jak to robiłam wcześniej) ograniczać się zupełnie we wszystkim, a na wieczór, na sam koniuszek któregoś z kolei dnia głodówki trafiać na szufladzianą zmorę np. kajmak czy mleko zagęszczone w tubce.
U mojej psychiatry dowiedziałam się, że rok temu miałam głęboką depresję i że naprawdę znośnie z niej wyszłam - tutaj znów muszę się przyznać, że czasem naprawdę nie umiem czytać samej siebie. domyślałam się, w końcu nie każdy ucieka z domu, wychodzi z mieszkania nocą w zimę w piżamie biegając boso po świeżym śniegu używając parapetu (tu należy wspomnieć, że nie mieszkam na poziomie ziemi...) czy też włazi na wysokie budynki tylko i wyłącznie po to by poczuć, że żyje.
Ciągle brakuje mi wrażeń, ale jakoś sobie z tym radze.
zaległe bilanse :
11. 134/150
12. 143/200
13. znaczy się dziś... nie jestem głodna. W ogóle nie jestem w nastroju do jedzenia. Wypiłam sporo herbat, z czego do jednej dolałam łyżkę soku (domowej roboty moich kochanych starszych) z malin więc liczę to jako ok. 20 kcal. Więc powiedzmy, że jest 20/400 kcal.
Waga na dziś rano : 43,4. OK. Znośnie. Musi być mniej. Choć i tak przyznam się otwarcie, że waga tak jak na tej dietce szybciej mi się spadała (może na Ducanie, ale to było 4 lata temu i byłam małym warchlaczkiem). I ważyłam prawie 30 kg więcej... Nie wrócę do tego. NIGDY.
Wyniki krwi i moczu są... gorsze niż myślałam. Szkoda gadać. Co prawda nie wyjdzie, że miałam styczność z przeczyszczającym raz czy dwa razy, ale dobrze też nie jest. Prawie wszystko jest źle. Na szczęście rodzice jeszcze nie wchodzą mi na głowę ~ tego by brakowało.
Porządnie biorę się za szkołę, bo poprzedni semestr przez moje ciągłe chorowanie to istna masakra. No cóż... wolałabym się nie przyzwyczajać.
I jeszcze jedno misie~ptysie. I nie pozwólcie światu zlizać swego lukru. Nie ważne jak byłby on kaloryczny.