“Wtedy włożę maskę. Zawsze będę ją miał przy sobie i w razie potrzeby, gdy ogarnie mnie bezsilność lub przerażenie, nałożę ją, by skryć swój strach. Wydawało mi się to uczciwe. Będę musiał rozpoznać i zaakceptować go w pełni. Jeżeli zechce mną wstrząsnąć lub zmusić mnie do płaczu, poddam się temu na tak długo, jak długo będę nosił maskę. Kiedy strach przeminie, znów zostanę sam. Umierając, dzieliłem się na dwoje. Wyruszając w podróż, zabierałem obie swe osobowości i każdej z nich pozwalałem mieć własny czas. Jeżeli zdołam być silniejszy i będę miał trochę szczęścia, to moja słabość, zwana od teraz Czernienką, będzie pochłaniać coraz mniej czasu.”
Święta,wspaniała rodzinna atmosfera,przygotowania,krzątanie się mamy po kuchni,wolne od szkoły... tak,właśnie tak większość kojarzą się święta. Beztroski okres,zero zmartwień. Ale czy faktycznie tak jest? Czy każdemu święta kojarzą się dobrze?
Dla wielu z Was pewnie będzie to okres wyrzeczeń,okres cholernie dużych pokus,aby cokolwiek podjeść.
Święta... spędzone samotnie to chyba najgorsze,co może być. Świadomość tego,że nie masz z kim usiąść do stołu,porozmawiać,zabija.
Jedzenie. Jedzenie od Wielkiego Piątku non stop w mojej głowie. Na pozór żaden problem,bo w końcu niejednokrotnie całymi dniami potrafiłam myśleć tylko o jedzeniu,marzyłam aby czymś wypchać żołądek. Sprawa staje się skomplikowana wtedy, kiedy jesteś sama,szczególnie w święta. Dopada Cię nostalgia,czasem depresja. Zapachy z mieszkań Twoich sąsiadów docierają do Twojej lokalizacji jednocześnie jeszcze bardziej pobudzając Twój głód.
Jedzenie,nie mogłam przestać o nim myśleć.
Co mi szkodzi,jak podjem coś malutkiego między posiłkami,nic wielkiego się przecież nie stanie.
Chodziłam w tę i z powrotem do kuchni. Zaglądałam do szafki wyciągając po jednym paluszku.
Na tym się nie skończyło. Napad obżarstwa i nagle szafka,w której mam zapas na cały miesiąc jest pusta. Pochłaniam ogromne ilości jedzenia.
Czuję się jak świnia. Mam do siebie okropny żal,ale tak cholernie ciężko jest nad sobą zapanować.
Było tak dobrze,wręcz wspaniale,aż jeden dzień w roku potrafi zniszczyć to na co pracuję od dłuższego czasu.
Wymiotuję,pierwszy raz od dłuższego czasu.
Nie po to by schudnąć,ale po to by pozbyć się poczucia winy i tego okropnego bólu.
Jeden dzień zaprzepaścił moje postępy. Znowu muszę zaczynać od początku,znowu.
Czuję,że już zawsze tak będzie,że dojdę do jakiegoś celu w swoim życiu po czym coś znowu zniszczy to na czym tak mi zależy i będę musiała zaczynać od nowa. Codziennie od nowa,od nowa i od nowa.
Moment,w którym tracisz to na co tyle pracowałaś powoduje głupie myśli.
Nie mam zamiaru się zabijać,ciąć tak jak kiedyś, nie pozwolę zaprzepaścić swojego życia,ale jednak cały czas to wszystko siedzi w mojej głowie.
Od soboty wylewam morze łez w nocy,jestem wykończona tym wszystkim. Jest mi tak źle. Potrzebuję kogoś.
Przepraszam Was,przepraszam samą siebie,zawiodłam.
Bilans:
śniadanie (ok. 135 kcal):
• łyżka serka naturalnego + dodatki
obiad
• kawa (ok. 4 kcal)
= ok. 139/160 kcal
Thinspiracje/inspiracje:
Chudego
Berenika