Witajcie moje Kochane.
Zmiany, zmiany, zmiany...
Po raz pierwszy, od nie pamiętam jak dawna, uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Myślę, że to dobry czas, aby w końcu się ogarnąć, zmienić coś w swoim życiu, wyjść w końcu z tego gówna.
Do dzisiaj prowadziłam drogę do nikąd. Naprzemienne niskokaloryczne diety i napady zmęczyły mnie psychicznie. Zaczęło odechciewać mi się żyć. Płaczę, zamartwiam się i wkurzam, że waga stoi w miejscu. Obudziła się we mnie (chyba) bulimia. To zabawne, chciałam być pro ana, a sprowadziłam na siebie inną chorobę, z którą teraz muszę walczyć.
Nie chcę być wychudzona. Nikomu się to nie podoba, normalni ludzie dostają dreszczy na widok nóżek jak patyczki i wystających żeber. Od pewnego czasu i do mnie przestało to przemawiać, bo widzę, że żadna liczba kilogramów mnie nie zadowala. Cały czas chcę mniej i mniej. A wcale nie wyglądam lepiej. Chudnę i ciągle widzę siebie grubą. Logika?
Nie jestem już ogarnięta. To nie tak, że z dnia na dzień nagle znalazłam dla siebie drogę i już będzie super. Narazie obmyślam plan działania, ale po prostu jestem szczęśliwa, bo obudziła się we mnie nadzieja na zdrowe, normalne życie.
Na razie nie wiem, co konkretnie robić...Nie wiem, może na początek 1000 kalorii, w weekendy 1200. (Średnia i tak wyjdzie niższa niż podczas napadów). Później może więcej. Albo mniej. Sama nie wiem, wiem tylko, że potrzebuję zmiany.
Albo odejdę stąd całkowicie, albo założę nowego bloga.
Potrzebuję Waszego wsparcia, ale nie jestem pewna, czy je otrzymam. Nie zmuszam nikogo do udzielania rad mi, pomagania, komentowania wpisów etc. To moja decyzja, którą powinnam podjąć już dawno temu. Większość Motylków może uważać, że się poddaję, ale ja właśnie w tej chwili zaczynam walczyć. Jednocześnie zapewniam, że Wy również jesteście bardzo ważne dla mnie i chcę nadal być z Wami.
Mam cudownego chłopaka, rodzinę i znajomych.
Mam dla kogo walczyć.
Mam 18 lat i nareszcie mam ochotę żyć. : )
Motywujące:
Zmiany, zmiany, zmiany...
Po raz pierwszy, od nie pamiętam jak dawna, uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Myślę, że to dobry czas, aby w końcu się ogarnąć, zmienić coś w swoim życiu, wyjść w końcu z tego gówna.
Do dzisiaj prowadziłam drogę do nikąd. Naprzemienne niskokaloryczne diety i napady zmęczyły mnie psychicznie. Zaczęło odechciewać mi się żyć. Płaczę, zamartwiam się i wkurzam, że waga stoi w miejscu. Obudziła się we mnie (chyba) bulimia. To zabawne, chciałam być pro ana, a sprowadziłam na siebie inną chorobę, z którą teraz muszę walczyć.
Nie chcę być wychudzona. Nikomu się to nie podoba, normalni ludzie dostają dreszczy na widok nóżek jak patyczki i wystających żeber. Od pewnego czasu i do mnie przestało to przemawiać, bo widzę, że żadna liczba kilogramów mnie nie zadowala. Cały czas chcę mniej i mniej. A wcale nie wyglądam lepiej. Chudnę i ciągle widzę siebie grubą. Logika?
Nie jestem już ogarnięta. To nie tak, że z dnia na dzień nagle znalazłam dla siebie drogę i już będzie super. Narazie obmyślam plan działania, ale po prostu jestem szczęśliwa, bo obudziła się we mnie nadzieja na zdrowe, normalne życie.
Na razie nie wiem, co konkretnie robić...Nie wiem, może na początek 1000 kalorii, w weekendy 1200. (Średnia i tak wyjdzie niższa niż podczas napadów). Później może więcej. Albo mniej. Sama nie wiem, wiem tylko, że potrzebuję zmiany.
Albo odejdę stąd całkowicie, albo założę nowego bloga.
Potrzebuję Waszego wsparcia, ale nie jestem pewna, czy je otrzymam. Nie zmuszam nikogo do udzielania rad mi, pomagania, komentowania wpisów etc. To moja decyzja, którą powinnam podjąć już dawno temu. Większość Motylków może uważać, że się poddaję, ale ja właśnie w tej chwili zaczynam walczyć. Jednocześnie zapewniam, że Wy również jesteście bardzo ważne dla mnie i chcę nadal być z Wami.
Mam cudownego chłopaka, rodzinę i znajomych.
Mam dla kogo walczyć.
Mam 18 lat i nareszcie mam ochotę żyć. : )
Motywujące: